Catherine Fray zawsze była wyciszoną, zamkniętą w
sobie dziewczyną. To wynikało z wielu przyczyn, w jej
przypadku nie chodziło tutaj o zwykłą nieśmiałość, bo Fray miała względnie zdrowe
poczucie własnej wartości. Unikanie bycia w centrum uwagi leżało w jej naturze.
Mówiła często, że nie obchodziło ją zdanie innych ludzi o niej, niemniej jednak
bycie obserwowaną i ocenianą było denerwujące.
Jak
teraz. Znajdowała się w klubie napakowanym ludzkimi, spoconymi ciałami do
pełna. Podobno czucie czyjegoś wzroku na sobie było fizycznie nie możliwe, ale Catherine
była prawie pewna, że kilka par oczu jest w nią wlepionych – oczu, które
należały do mężczyzn. To było coś nowego dla niej, dlatego przyłapawszy około
dwudziestoletniego blondyna, odwróciła się natychmiast do swojej kuzynki Zoe z
czerwienią na twarzy. Wzięła kolejnego łyka drinka. Jeśli to miało pomóc jej
rozluźnić się, dlaczego nie?
W
amerykańskim prawie taki wypad nie był legalny, pomimo tego, że na początku
wakacji skończyła osiemnaście lat. Nikogo nie zdawało się to obchodzić, na
pewno nie Danny’ego – brata Zoe, któremu dowód pozwalał na kupowanie alkoholu,
ale niekoniecznie dla niego samego.
Muzyka
szumiała głośno w uszach Catherine. W Avondale nigdy nie bywała w takich
miejscach. Czuła się bardzo nie na miejscu, zupełnie jak podczas swojej
pierwszej nocy w Atlancie. W Avondale nie było nawet, gdzie się zaszyć,
przeważały tam domki mieszkalne, a imprezy zwykle odbywały się bliżej centrum
Chicago. W Atlancie wszystko było inne w dobrym znaczeniu tego słowa.
Codziennie przyglądała się Zoe, która chwytała każdą najmniejszą okazję, by się
zabawić. Kuzynka nigdy nie wahała się. Żyła chwilą. I próbowała nauczyć tego Catherine,
która najwyraźniej zapomniała, jaka była jeszcze dwa lata temu.
Fray
podniosła i opróżniła szklankę z kolorowego, owocowego drinku. Smakował jej,
zdawała sobie sprawę, że przez to, że nie czuła w ogóle alkoholu to szybciej
się upije. Nie obchodziło ją to. Odstawiła szklankę i dała się wyciągnąć Zoe na
parkiet. Była z niej taka tancerka, jak imprezowiczka, ale nie minęło wiele
czasu, by Catherine zaczęła energicznie poruszać się w rytm muzyki. Bawiła się
dobrze. Jak każdej nocy z Zoe. Z dala od szkoły i codziennej szarej
rzeczywistości.
-
Znasz tego gościa? – Catherine wrzasnęła kuzynce do ucha. – Cały czas się na
mnie gapi.
Zoe
uśmiechnęła się szeroko. – Ciesz się tym. Kojarzę go. Gapił się na ciebie także
wczoraj.
Catherine
uniosła brew sceptycznie, powstrzymując uśmiech cisnący się na usta. – Nie
pamiętam go.
Jego
rozmyta, nieostra twarz nie kojarzyła jej się z żadnym imieniem. Fray nie
potrafiła stwierdzić, czy to procenty we krwi, czy zużyte soczewki sprawiały,
że tak słabo widziała. Cóż… świat już jej trochę wirował, pomimo tego, że nie
wypiła dużo.
Blondyn,
który nie odrywał od niej wzroku zrobił parę kroków w stronę dziewczyn. Nie
wydawał się nastawiony negatywnie. Na jego ustach był ciągle obecny uśmiech.
Teraz
była pewna, że patrzył na nią, chociaż nie miała pojęcia dlaczego. Na co dzień,
w Avondale, nie zachwycała rówieśników urodą, ale podobno wszystko zależy od
podejścia. Nie wspominając o tym, że nie miała na sobie krótką spódniczkę Zoe,
a jej nieliczne brązowawe piegi były zakryte podkładem i pudrem.
-
Chcesz zatańczyć? – chłopak spytał Catherine.
Dlaczego
nie, pomyślała. Miała się bawić w Atlancie. Zapomnieć o wszystkim, co zostało w
Avondale i po prostu bawić się. Uśmiechnęła się szeroko do jasnowłosego
chłopaka, którego jasne oczy sprawiały, że rozpływała się.
-
Caaaathie. – następnego ranka obudził ją przeraźliwie skrzeczący głos
Danny’ego. Paliło ją gardło, a gwałtowne podniesienie głowy odczuła zbyt
boleśnie. Na przezwisko „Cathie” reagowała szybciej. Wynikało to z tego, że
zwykle pochodziło ono z ust bardzo drogiej jej osoby.
Co
do cholery?
-
Czego chcesz? – odwarknęła zachrypniętym głosem. Nie była w nastroju. Odgarnęła
gęstą plątaninę jasnych włosów z twarzy i zamrugała dwa razy suchymi powiekami.
Nie pamiętała, żeby wyjmowała soczewki… z drugiej strony niczego chyba nie
pamiętała z poprzedniej nocy.
-
Zdaje się, że chcesz się wreszcie ogarnąć, jest piętnasta… - jęknął Danny. Też
nie wyglądał jakby był w formie. Catherine z zażenowaniem spojrzała na kuzyna.
– Mama wróci za jakąś godzinę, a raczej nie chcesz się tłumaczyć z tego, że
wróciłaś o rano, nie-do-końca o własnych siłach.
Jezu.
Dziewczyna opadła zrezygnowana na poduszkę. Co, do cholery?
-
Nie taka była umowa, ale nie wydam cię. – Danny zaakcentował zdanie chytrym
uśmieszkiem. Będzie chciał czegoś w zamian.
-
Dlaczego? – Catherine jęknęła w poduszkę, pragnąc jedynie ciszy.
-
Nie chcę rozpętać trzeciej wojny światowej. Następnym razem postaraj się sama
wrócić. Bez obstawy.
Catherine
podjęła kolejny wysiłek, by podnieść się na łokciach. Jej całe ciało było
obolałe, a nie pamiętała powrotu do domu, więc równie dobrze mogła spać dwie
godziny.
-
Jak to obstawy? – zawołała do kuzyna. To wcale nie było zabawne. Nie pamiętała
ani jednej rzeczy odkąd skończyła tańczyć z tajemniczym blondynem. Nawet nie
pamiętała jego imienia. Czyżby spędziła z nim więcej czasu niż wymagał tego
tylko jeden taniec? Zmarszczyła brwi w złości skierowaną na siebie.
-
O Boże, ty niczego nie pamiętasz? – parsknął śmiechem Danny. Jego kuzynka
słuchała tego rechotu w milczeniu, nie dając po sobie poznać wstydu.
Teoretycznie miał pełne prawo śmiać się. Catherine też śmiałaby się z siebie,
gdyby nie to, że pękała jej głowa. – Wróciłaś do domu w towarzystwie jakiegoś
bruneta. Musiał cię wprowadzić po schodach. Zastanawiałem się, czy nie wywalić
go, ale sam wyszedł od razu bez żadnych głupich zamiarów.
Ja
pierdole, zaklęła w myślach. Jak to brunet? Teraz ją zaciekawił. Mogłaby
przysiąc, że tamten chłopak był blondynem.
Zresztą…
dlaczego miała być tego pewna? Czy mogła być pewna czegokolwiek?
Danny
wyszedł z pokoju, oddając kuzynce przestrzeń do życia. Catherine wreszcie
zrzuciła cienki koc z siebie, dowiadując się, że miała na sobie wczorajsze
ubranie. Oczywiście, przewróciła oczami. Jakieś jeszcze niespodzianki? Wstała
na nogi i chwiejnym ale energicznym krokiem poszła do łazienki, gdzie pierwsze,
co zrobiła, to chwyciła za szczotkę i spróbowała rozczesać swoje rudobrązowe
włosy. Przy prawej skroni natrafiła na kołtuna. Po paru próbach zorientowała
się, że nie w tym rzecz. W zlewie pojawiły się ciemno brązowe okruchy, a w
szczotce zostało sporo włosów.
To
była… krew?
Podniosła
do góry grzywkę i zobaczyła około dwucentymetrowe przecięcie. Zrobiła się na
ten widok blada i pobiegła do pokoju, do łóżka. Na poduszce dostrzegła sporą
brązową plamę.
Żarty
się skończyły. Co się stało?
To
było jej jedyne niemiłe wspomnienie z wakacji. Nie chciała o tym mówić, ranę
opatrzył jej przyjaciel Danny’ego, okazało się, że po oczyszczeniu wyglądała
dużo mniej groźnie niż wydawało się, podobno jak wszystkie rany na głowie.
Mogła ją zakryć grzywką. Przez dwa kolejne dni próbowała rozwikłać zagadkę
tamtej nocy, jednak bezskutecznie. Miała przeczucie, że nie chodziło tylko o alkohol. Zdarzyło się
coś więcej, co poskutkowało dziurą w pamięci. Nie widziała jednak sposobu, by
dowiedzieć się czegoś więcej. Nie potrafiła namierzyć blondyna, to nie było
łatwe biorąc pod uwagę, że w jej pamięci nawet jego twarz była niewyraźna. I z
każdym mijającym dniem rozmywała się jeszcze bardziej.
Zdecydowała
się nie powracać już nigdy do tego dnia. Nie chciała, by nawiedzał ją do późnej
starości. To był tylko jeden z głupich wyskoków – być może nie chciała,
dowiedzieć się niczego więcej.
Poza
tym wakacje w Atlancie były najlepszymi wakacjami w jej życiu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz